Wolność bez Boga

Owianie patosem

Wizja wspólnoty ludzkiej jest owiana patosem, więc jest pociągająca, lecz jak to bywa z patosami marnej faktury, jest ona również ułomna.
Przez cały czas staramy się ze sobą zjednoczyć. Wprowadzamy zatem mechanizmy globalizacji, przeróżne komunikatory i wszędobylski Internet. Niestety mimo tych wszystkich zabiegów wciąż się od siebie oddalamy. Skrócenie odległości za pomocą sztucznych narzędzi, sprawia, że nasze kontakty takie też się stały.

Wydaje się zatem, iż pędząc ku sobie, oddalamy się od siebie w szaleńczym tempie. Skazani na ciągle podziały gatunku ludzkiego, próbujemy zespolić się w jednię, która to de facto nic wspólnego z jednością nie ma.

Serce ma swoją pamięć pisał Albert Camus w Upadku

Ja myślę, że właśnie ta nieszczęsna pamięć serc, jest naszą złota klatką. Człowiek to istota bardzo pamiętna, posiadająca swoistą tabula rasa (nie zapisana tablica) w sercu, która przyjmuje na siebie wszystkie myśli życia, a że masa ciąży w dół, tak też pełna tablica chyli się ku upadkowi. Ów upadek nie ma jednak nic wspólnego ze sferą moralności, a raczej sferą społeczną. Zapiski na naszych tabula rasach bowiem, zbroczone są krwią i bynajmniej krwią nie naszą. Tak to już jest, iż życie czasem wychodzi z innych osób, a potem nanosi te małe cząstki zapomnianych ludzi na nasze serca, karząc im pamiętać, pamiętać o tych, którzy odeszli, ale także o tych, którzy żyją dalej z nami. Biorąc pod uwagę, że samo życie zazwyczaj wychodzi z ludzi na przy pomocy ich pobratymców, możemy być pewni o mieszkającej w tejże pamięci nienawiści.

Żyć razem

Próba dzielenia świata z innymi, staje się nie możliwością, ponieważ nasza pamięć dzierży w ręku oręż nienawiści, ale to nienawiści naturalnej, czyli takiej, jaka przychodzi do nas sama. Cały czas popadamy w konflikty, co jest jak najbardziej normalną rzeczą na tym świecie, gdyż jak zauważył Kant, kulistość naszej planety predysponuje nas do życia razem. Żyć razem znaczy wchodzić w ciągłe interakcje, a te nierzadko uwieńczone są konfliktami. Paradoksalnie to, co wydaje się być zalążkiem jedności, zazwyczaj jest zalążkiem bycia osobno, czy też odsunięcia się na bezpieczną odległość.

Społeczeństwo gringo

Od 1667 roku fasadę domu, w którym mieszkał niegdyś Baruch Spinoza, zdobi kamienna tablica z czterowierszem ze sztuki Dirka Camphuysena:

Ach, gdyby ludzie byli mądrzy
I wszyscy dobrze chcieli,
Ziemia
była by im rajem,
Gdy teraz jest zwykle piekłem.

Wyklęty przez żydowską wspólnotę filozof panteista, stał się przykładem wyrzuconego po za nawiasy społeczeństwa gringo. Nasze zjednoczenie w jeden gatunek, tak jak zjednoczenie w gminę, wymaga ofiar. Poczet niechcianych gringo jest bardzo długi i ukazuje nam smutną prawdę, którą stosowali potem zapalczywie dyktatorzy, a jaką zauważyli już rzymianie mówiąc, „dziel i rządź”: Każde państwo wspólnota, czy grupa, potrzebuje wroga lub choćby oponenta, aby stanowić jedną całość. To przykre zjawisko dziś wypieramy ze świadomości kosmopolitycznego ogółu ludzkości, samooszukując się. Z ubolewaniem należy stwierdzić, iż istnienie pojęcia my wymaga istnienia pojęcia obcy i nasze usilne starania nie zmienią tego stanu rzeczy, choć co prawda mogą go nieco złagodzić. Owego złagodzenia właśnie jesteśmy świadkami. Żyjemy w zglobalizowanym świecie, jaki uważa się za całość, a tym czasem jest tylko matnią dla szachowych rozgrywek na rzecz nas.

Pięta Achillesa

Jedność wymaga od gatunku homo sapiens bycia choćby bliskim ideału, a więc bycia nadczłowiekiem, co już nieraz przerabialiśmy, a co kończyło się zawsze tragicznie. Nasze skłonności do czynienia rzeczy nadludzkich mogą pewnego dnia odsłonić nasz słaby punkt, a wtedy polegniemy wszyscy razem, niczym ugodzony w piętę Achilles- mąż przecież niezwyciężony i mający konotacje ze światem bogów. Wszakże jest tak, iż tych co myślą, że mają konotacje z bogami, bogowie zabierają jako pierwszych.

Jacek Soplica w swoich pamiętnikach pisze, że sam Cycero mawiał: Historia magistra vitae (Historia nauczycielką życia). Wcześniej rozdział Król Stanisław rozpoczął myślą, iż nie jest to łatwo sądzić o rzeczach publicznych.

Rzeczy publiczne są to rzeczy tyczące się ogółu. Rządzenie większą grupą ludzi, wymaga od rządzącego kierowania się ich interesem- tak już skonstruowany jest świat, co pokazuje nam nasza nauczycielka, czyli Historia.

Przyjaźń tańczy

Nie wiemy do końca, jak chce się pogodzić antropocentryzm naszej kultury i postępujący za nim egotyzm pojedynczych jednostek, które lokując człowieka jako centrum wszechświata, ulokowały tam jak zwykle siebie same w perspektywie autonomicznej. Przyjaźń tańczy wokół okręgu Ziemi, głosząc nam wszystkim, że powinniśmy obudzić się do szczęścia wyraził się Epikur w iście hymenowych guście. Oczywistym zdaje się, iż cała nasza ziemska gra życiowa, to gra o osobiste szczęście, co częściej kłóci się ze szczęściem innych niż zgadza.

Poczucie nędzy

Ludwig Wittgenstein stwierdził w Uwagach, że każdy przyzwoity człowiek uważa się za wysoce niedoskonałego, lecz człowiek religijny uważa się za nędznika.

Ja pozwolę sobie myśleć, iż poczucie nędzy swojej istoty nie odejmuje jej paradoksalnie doskonałości, a wręcz zmusza nas do podwójnego ważenia swoich czynów, co w perspektywie czasu pozwala być bardziej ludzkim niż możemy to sobie wyobrazić.

Ten sam filozof powiada dalej: Bóg jakby mówi do ludzi: Nie odgrywajcie tragedii, to znaczy nieba i piekła na Ziemi. Ja sobie zastrzegłem niebo i piekło. I właśnie chyba jest tak, że ludzie upadają zawsze, kiedy próbują sowich sił w rolach aktorów tejże tragedii. Marność swego losu zaś, uczy nas, iż w tym teatrze można ogrywać komedię, czy satyry samych siebie, ale nigdy tragedie.

Bóg umarł?

W swoim wcześniejszym zbiorze pisałem, że nie ma dziś dla nas bardziej dzikiego i wyobcowanego krańca świata, niż serce drugiego człowieka. Dokonaliśmy retrospekcji najdalszych zakątków naszego globu, zapominając o podjęciu takich samych działań względem zamieszkujących go ludzi.

Takie rozpoznanie nie może jednak stanowić kroku do rozpoczęcia bycia prawdziwą jednością, a tylko do bycia Razem. Być Razem, oznacza żyć koło siebie w otwartości, lecz ta otwartość może pojawić się dopiero wtedy, gdy przeczytamy swoje serca. Dziś nikt serc nie czyta, ponieważ to zajęcie bardzo wymagające. Jedność to pójście na skróty, omijająca ów organ marzeń. W nim to kryje się Bóg, więc brnąc przez mapę czyjegoś serca, brniemy przez stworzenie Boga, a przecież idąc za Nietzschem, Bóg umarł. Obchodząc szerokim łukiem Stwórcę, nie możemy zrozumieć jego dzieci, co płynna ponowoczesność ukazuje nam znakomicie.

Jacek Ponikiewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*