Wszyscy marzymy o idealnej wspólnocie miłości. Przynależymy do jakichś grup, pracujemy i żyjemy razem. Może należymy do jakiejś grupy modlitewnej albo dyskusyjnej. Wspólnie przemierzamy naszą drogę. Przykład naszych braci daje nam siłę, aby powstawać z upadków. Jakież to błogosławieństwo! Jednak często bywamy zawiedzeni. Chcielibyśmy, aby ludzie z naszego otoczenia byli zupełnie inni. „Dawny człowiek” wciąż za bardzo w nich tkwi. Nasze rozmowy nie są jeszcze takimi, jakich oczekujemy, nasza „rewizja życia” jest wciąż niedostateczna. Naszej „modlitwie w Duchu” brakuje jeszcze rzeczywistego zachwytu. Tak źle się czuję, kiedy widzę, że moi bracia są nadal tacy uciążliwi, egoistyczni, że upierają się przy swoim i najchętniej chcą sami o wszystkim decydować. Czy oni nie wzrastają? Na próżno doszukuję się w nich usposobienia Chrystusa. Nie dostrzegam w nich owoców Ducha Świętego. Jednak w jaki sposób oni sami mnie doświadczają, tego sobie nie uświadamiam. Może i oni oczekują, aż Duch Święty przemówi przeze mnie? Sam robię co mogę, ale zapewne oni też szczerze się trudzą. Jednak tak bardzo bym chciał, żeby dobro szybciej wzięło górę.
„ZNOŚCIE JEDNI DRUGICH” Aby w tym wszystkim odnaleźć jakąś jasność otwieram List św. Pawła Apostoła do Kolosan. Daje mi on taką oto dobrą radę: znoście jedni drugich i wybaczajcie sobie nawzajem (3,13). Oto całe zadanie. Jednak ono w pewien sposób dystansuje mnie wobec drugich. Musi istnieć taka droga, aby wzrastać, wychodząc naprzeciw wspólnocie, naprzeciw wszelkiej wzajemnej dobrej woli. Naprawdę życzę mojemu bratu wszystkiego, co dobre. Apostoł Paweł kończy cały szereg zachęt radą, którą najwyraźniej uważa za ukoronowanie dzieła, w którym chodzi o miłość bliźniego: Zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Oto program życiowy. Pójdę tym tropem. CZYNIĆ DOBRO Za każdym razem, gdy zobaczę, że mój brat robi coś, co nie do końca jest dobre, będzie to dla mnie zachętą, abym sam czynił dobro. Moje oczy otwierają się na moje wnętrze. Poznaję siebie poprzez mego brata. On tak postępuje, a ja będę postępował w inny sposób. Lecz to mnie jeszcze nie zadowala, ponieważ w ten sposób zamykam mego brata w złu. Nie pomagam mu z niego wyjść. Spojrzenie, jakie na niego kieruję, nie jest czyste. Być może, że będzie zbudowany moim dobrym uczynkiem, ale szybko zauważy, że zamierzam go nawracać. W ten sposób prędzej go odrzucam niż kieruję na wspólną drogę dobra. Musimy więc szukać dalej. „BŁOGOSŁAWCIE” Św. Paweł daje mi pozytywną radę: „Błogosławcie” (Rz 12,14). Co to znaczy? Najwidocz-niej powinienem Bogu powierzać mego brata. W moim sercu życzę mu łaski Bożej. Uczę się uczestnictwa w planach Bożych wobec mego brata. Bóg ma określony plan miłości wobec niego, pragnie, aby obraz Jego Syna w nim stał się rzeczywisty. Bóg oczekuje wielkich rzeczy od mojego brata i ja mam uczestniczyć w tym oczekiwaniu. Mam pomóc wyzwolić obraz Chrystusa, który jest jeszcze ukryty pod szorstką zewnętrznością, a uczynię to, oczekując dobra, tego co najlepsze, tak – oczekując w nim samego Pana. Mój brat będzie okazją do łaski dla mnie. Dla niego spróbuję patrzeć w serce. Życzę mu dobra, aby Pan w nim wzrastał do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa (Ef 4,13). Wówczas nauczę się wznosić się ponad uczucia sympatii czy antypatii. Moje oceny zostaną oczyszczone, ponieważ oboje coraz bardziej będziemy znać zamysł Chrystusowy (1 Kor 2,16). Odnowi się całe moje myślenie o bracie (Ef 4,23). Wraz z Jezusem wypowiadam, choć może na razie tylko w moim wnętrzu, błogosławieństwo nad moim bratem. Jego miłość przynagla nas (2 Kor 5,14). Z odnowioną nadzieją wychodzę naprzeciw mego brata. Dobro, jakie w nim jest, już wychodzi naprzeciw mnie. On rozumie, że oczekuję od niego dobra. W ten sposób pomogę zło dobrem zwyciężać. „MÓDLCIE SIĘ W DUCHU” Drogą do celu jest polecanie Bogu w modlitwie mego brata. (…) módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych (Ef 6,18). Zabieram ze sobą mojego brata do Pana i wymieniam jego imię. Duch we mnie powierza go Ojcu. W książce Sven’a Stolpe’go „Fru Birgitta ler” (Pani Brygida śmieje się) czytamy, jak ksieni klasztoru w Vadstenie wstawała każdej nocy, aby z listą imion sióstr w rękach, trwać przed Panem. Co noc wymieniała przed Nim wszystkie siostry po imieniu. Bóg wiedział lepiej od niej czego potrzebuje każda z sióstr. A jednak, jak dalej mówi autor, powstawała w ten sposób złota rama na pergaminie, ślad po jej palcach, które w każdą noc przesuwały się po wypisanych imionach sióstr. Wielką więc moc ma wypowiadanie imienia mego brata przed Bogiem. W pierwszym rzędzie przez to ja sam staję się lepszy. Spojrzenie Boga skierowane na mego brata staje się też moim spojrzeniem. Jezus we mnie wzrasta. „PODĄŻAJCIE ZA DOBREM” (Rz 12,9) W rezultacie nie tylko ja sam staję się inny, mój brat też odczuwa owoce mojej modlitwy. We wspomnianej już książce spotykamy siostrę Helenę, której trudno jest znieść jedną z nowicjuszek, Vivekę. To niezwykle nachalna nowicjuszka. Wszędzie chodzi za siostrą Heleną i szuka kontaktu z nią. Siostra Helena nie jest z tego zadowolona, jej zdaniem Viveka jest bardzo niesympatyczna. Unika jej jak może, nie okazując w niczym jakiejkol-wiek sympatii wobec niej. Mimo to modli się w sercu do Boga za tę nowicjuszkę prosząc Go, aby podarował jej nadprzyrodzoną miłość do Viveki. To byłby zapewne cud, ale przecież cuda się zdarzają. Pewnego dnia Viveka znowu szuka towarzystwa siostry Heleny, która nie zdołała w odpowiednim momencie uniknąć spotkania. „Muszę ci podziękować, powiedziała Viveka, bo jesteś dla mnie taka dobra. – Jestem dla ciebie dobra?, spytała Helena. – Tak, czuję to wyraźnie; wszyscy inni odbierają mnie negatywnie, odrzucają mnie… tylko ty jesteś dobra, i choć nic nie mówisz, to czuję, że lubisz mnie i modlisz się za mnie. – Oczywiście, modlę się za ciebie, odparła Helena nieśmiało. – Że też potrafisz to robić ?! Nikt mnie nie lubi – ani mój ojciec, ani moi bracia; a mojej matki to nigdy nie widziałam…” Helena stała jak osłupiała. Modliła się gorąco, aby Bóg obdarzył ją miłością do tej siostry, ale wiedziała, że zawsze działo się to z zimnym sercem. Wiedziała, że jest taka sama, jak wówczas, gdy po raz pierwszy zobaczyła Vivekę. A teraz ona jej dziękuje! Przypomniała sobie starego mnicha, który kiedyś powiedział do niej tak: „Nie możemy lubić kogoś, kogo nie lubimy. Jednak możemy zaniechać zadawania mu ran. Możemy przynajmniej chcieć lubić tego, kogo nie lubimy. Nic więcej nie trzeba”. Może musimy wniknąć bardzo głęboko w te Boże, międzyludzkie relacje, aby uwierzyć, że możemy zbliżyć się do siebie w miłości Chrystusa. Wówczas będziemy dla siebie nawzajem łaską. Często modlimy się w czasie mszy św.: „Ty jesteś źródłem wszelkiej świętości”, to znaczy źródłem miłości. Jezus żyje w moim bracie. Od niego Jezus wychodzi do mnie jeżeli ja sam mam serce na tyle otwarte, aby wpływała weń miłość. „Nowy człowiek” w moim bracie, którego nauczyłem się
odkrywać, zwycięża „dawnego człowieka” we mnie. Czy nie powinienem tego odwzajemnić i z miłością pełną wdzięczności wychodzić do brata? Mamy prawo być „korytami dla nadprzy-rodzonych strumieni wód”. Trwać w jedności ze źródłem to nasze wielkie zadanie, mieć wolne serce, tak, aby miłość Jezusa przez nas bez przeszkód spływała na naszego bliźniego. Jego miłość nie może wsiąkać w piach na bagnie mego serca, gdzie czysta i żywa woda będzie trwoniona i wyschnie. Sam będę źródłem żywej wody, która wytryska ku życiu wiecznemu (J 4,14). Najlepszym miejscem spotkania mego brata jest miłość Jezusa. W Panu szukam mo-dlitewnego kontaktu z nim. W taki sposób dochodzę do prawdziwie chrześcijańskiej międzyludzkiej sfery życia. Może czasem Bóg chce nas połączyć i uczynić z nas przyjaciół. Wtedy zło w sobie zwyciężamy dobrem. LUDZIE WOLNI Kiedy mój sposób myślenia uległ odnowie w Jezusie i moje serce otworzyło się na Niego, jestem wolnym człowiekiem. Pozwalam tym samym, aby otaczało mnie dobro. Uwolniłem się od siebie samego i dystansuję się od wszystkiego, co we mnie i w moim otoczeniu jest negatywne; oczami Jezusa wszędzie spostrzegam tryskające dobro. Jestem otwarty na piękno, prawdę i dobro w moich braciach. Uczę się od nich przyjmować i sam mogę teraz im się dawać. Prawdziwa miłość bierze w posiadanie moją najgłębszą istotę. Czuję się wolny w moim wnętrzu. Duch Jezusa, Duch Prawdy i Miłości, oczyścił mój ludzki sposób bycia, co więcej, wprowadził go w świat Chrystusa. Gdzie Duch Boży tam wolność (2 Kor 3,17). Zło zostało zwyciężone dobrem.